Moja ,,przygoda" z pieszą pielgrzymką w grupie biało - zielonej z parafii św. Józefa Oblubieńca w Zielonej Górze zaczęła się w 1998 r., pamiętam, że kiedy tylko ogłaszano wyjście pielgrzymki - pragnienie pójścia się nasilało. Wcześniej nie mogłam, bo małe dzieci, praca itd... Lecz gdy tylko pojawiła się taka szansa się pojawiła, postanowiłam wyruszyć. Jeszcze bez sprecyzowanej intencji ale wiedziałam, że chcę iść.

Kupiłam wszystkie potrzebne rzeczy, spakowałam siebie i jedenastoletnią córkę Magdę i 2 sierpnia 1998 r. wyruszyłam na swój pierwszy pielgrzymi szlak.

Już na samym początku wiedziałam, że nie będzie łatwo, ale ludzie w grupie i atmosfera były wspaniałe, każdy gotowy do pomocy, dzielił się tym, co miał. Z dnia na dzień trudy pielgrzymki dały odczuwać się coraz bardziej, ale ja się nie poddawałam, wiedziałam, że ten trud nie może pójść na marne. Wtedy to wzbudziłam w sobie intencję taką, w której chciałam iść, gdyż nie ukrywam, był to dość trudny okres mojego życia osobistego.

Wiem, że Bóg czuwał codziennie nad nami, dawał siłę, gdy wydawało się, że nie można iść już dalej. I tak, po jedenastu dniach, dotarliśmy na Jasną Górę. Pamiętam, że gdy tylko z daleka zobaczyłam wieżę Jasnogórską, rozpłakałam się ze szczęścia, że zostało mi dane dojść do Częstochowy, gdzie króluje nasza Pani.

Od tamtego czasu minęło już trochę lat, za każdym razem, gdy jestem na Jasnej Górze, zawierzam siebie i moją rodzinę Matce Bożej i ona nigdy mnie nie zawiodła. W tym roku wybieram się po raz piętnasty i już jestem szczęśliwa, że będę mogła pójść. Wybierz się i Ty, bracie i siostro, zaufaj Bogu, Matce Bożej i sobie.

siostra Renata, lat 49

Moja ,,przygoda" z pieszą pielgrzymką w grupie biało - zielonej z parafii św. Józefa Oblubieńca w Zielonej Górze zaczęła się w 1998 r., pamiętam, że kiedy tylko ogłaszano wyjście pielgrzymki - pragnienie pójścia się nasilało. Wcześniej nie mogłam, bo małe dzieci, praca itd... Lecz gdy tylko pojawiła się taka szansa się pojawiła, postanowiłam wyruszyć. Jeszcze bez sprecyzowanej intencji ale wiedziałam, że chcę iść.

Kupiłam wszystkie potrzebne rzeczy, spakowałam siebie i jedenastoletnią córkę Magdę i 2 sierpnia 1998 r. wyruszyłam na swój pierwszy pielgrzymi szlak.

Już na samym początku wiedziałam, że nie będzie łatwo, ale ludzie w grupie i atmosfera były wspaniałe, każdy gotowy do pomocy, dzielił się tym, co miał. Z dnia na dzień trudy pielgrzymki dały odczuwać się coraz bardziej, ale ja się nie poddawałam, wiedziałam, że ten trud nie może pójść na marne. Wtedy to wzbudziłam w sobie intencję taką, w której chciałam iść, gdyż nie ukrywam, był to dość trudny okres mojego życia osobistego.

Wiem, że Bóg czuwał codziennie nad nami, dawał siłę, gdy wydawało się, że nie można iść już dalej. I tak, po jedenastu dniach, dotarliśmy na Jasną Górę. Pamiętam, że gdy tylko z daleka zobaczyłam wieżę Jasnogórską, rozpłakałam się ze szczęścia, że zostało mi dane dojść do Częstochowy, gdzie króluje nasza Pani.

Od tamtego czasu minęło już trochę lat, za każdym razem, gdy jestem na Jasnej Górze, zawierzam siebie i moją rodzinę Matce Bożej i ona nigdy mnie nie zawiodła. W tym roku wybieram się po raz piętnasty i już jestem szczęśliwa, że będę mogła pójść. Wybierz się i Ty, bracie i siostro, zaufaj Bogu, Matce Bożej i sobie.

siostra Renata, lat 49